O co chodzi z tym krzyżem?

Tykająca bomba, która nie daje żyć, myśleć, decydować; uczucie kompletnej pustki i depresji. Znam ten straszny stan. Trwało to kilka lat. Z ambitnej, pełnej marzeń dziewczyny stałam się zagubioną 21-latką, pytającą o to, po co tu jestem i kim jestem. Jako dziewczynka miałam przed sobą karierę sportową, byłam grzeczna, dobrze się uczyłam. Ale już kilka lat później, od 14 roku życia, uciekałam przez okno z domu na imprezy. Używki, dziwne relacje, autostopowe podróże ze znajomymi po całej Europie miały pokolorować moje życie. W efekcie powodowały tylko poczucie wielkiego zagubienia i samotności. Pewnego popołudnia myślałam o tym, w jaki sposób zakończyć moje życie i właśnie wtedy zadzwoniła do mnie znajoma z zaproszeniem na spotkanie z modlitwą.

Modlitwa? „Przecież ja się nie modlę” – pomyślałam i przypomniałam sobie jedyną modlitwę, gdy miałam 5 lat i razem z babcią modliłam się, by mój tata przestał pić. 

Spóźniona dotarłam na moje pierwsze w życiu spotkanie modlitewne. Byłam roztrzęsiona i nie potrafiłam się wysłowić. Dziewczyny zaproponowały: „Czy możemy się o ciebie pomodlić?” W trakcie tej modlitwy doświadczyłam czegoś niezwykłego. W wizji widziałam, jak jadę samochodem i jadę prosto ku przepaści. Wiedziałam, że jedyne, co mnie czeka to śmierć.  Nagle zauważyłam, że siedzi koło mnie mężczyzna. Popatrzył na mnie i powiedział: „Nie musisz umierać. Możesz oddać mi swoją kierownicę”. Dokładnie w tym momencie usłyszałam, jak dziewczyny pytają mnie: „Czy chcesz oddać swoje życie Jezusowi?” Puściłam ręce z kierownicy i powiedziałam TAK. 

Nagle tykająca bomba w mojej głowie pękła. Poczułam się zupełnie wolna. Po trzech miesiącach bezsenności poszłam spać. Obudziłam się i czułam się jak nowonarodzone dziecko! 

Dostałam Biblię i po powrocie do domu zaczęłam czytać Ewangelię Jana. 

Przez całe życie myślałam, że Bóg siedzi na wielkim tronie w niebie i kiedy tylko zrobię coś złego, pokazuje palcem, bym szła do spowiedzi, bo jak nie, to pójdę do piekła. 

W Ewangelii przeczytałam o Jezusie, który umarł za moje grzechy i mnie… kocha. Nagle zrozumiałam sens KRZYŻA. Tu nie chodzi o świętowanie jakichś pustych obrzędów, ale dostęp do osobistej relacji z Jezusem. Jezus mnie nie potępił, ale oddał za mnie swoje życie, bym mogła powrócić do Niego i Jego miłości. 

Kiedy to zrozumiałam, zaczęłam płakać na kolanach, by Jezus zaadoptował mnie jako Jego dziecko. „Jezu, wybacz mi to, co zrobiłam. Dziękuję za Twój krzyż, który jest dla mnie wybawieniem. Przyjmij mnie do swojej rodziny. Chcę mieć z Tobą relację”.

Kierownica mojego życia nie jest już dziś w moich rękach. Trzyma ją Jezus, mój najlepszy przyjaciel, z którym żyję najpiękniejszym życiem, jakie mogłam sobie wyobrazić. On jest moją największą pasją, On jest moją Drogą, Prawdą i Życiem.  

Co ja na to?

Krzyż to… szczególny moment i miejsce w historii.

To ciekawe, że krzyż rodzi u większości pozytywne skojarzenia… mimo, że to nigdy nie było jego celem.

Jego twórcy, Rzymianie, stworzyli go, żeby przynosić ogromny ból, hańbę i ostrzeżenie dla przestępców.

Zastanawia Cię, dlaczego dzisiaj krzyż wisi na szyjach ludzi, choć kiedyś to szyje wisiały na nim? Ponieważ wydarzyło się coś, co ten symbol śmierci zmieniło w symbol życia. To byłem Ja.

BÓG, KTÓRY UMARŁ NA KRZYŻU. A po 3 dniach WSTAŁ Z GROBU.

Jestem Bogiem miłości aż do śmierci i mocy ponad nią.

Od tego momentu krzyż to nie miejsce przegranej, ale zwycięstwa. Rozpoczętego przeze Mnie, możliwego dla Ciebie. Zaufaj Mi, nie ma dla Mnie niczego, czego nie mógłbym dotknąć i odmienić w Twoim życiu.

Ale krzyż to także miejsce zapłaty. Bo co pomyślałbyś o sędzim, który przymyka oko na przestępstwo? 

Nie.… mój Ojciec nie może być takim Sędzią. Dlatego Ktoś musiał zapłacić za grzech, który obciąża każdego, bez wyjątku. Także Ciebie.

A niebo to sterylne od grzechu miejsce – nie dla tych „mniej grzesznych”, ale dla OCZYSZCZONYCH. Moja niewinna śmierć na krzyżu była zapłatą za to, czego nie jesteś w stanie pozbyć się sam. Twoje życie, z całym jego bagażem, obchodzi Mnie.

Więc na krzyżu zmieniłem wszystko. Od tego momentu Moje Dziecko może być pewne, co go czeka i będąc wolne od kontroli grzechu, mieć Dom i wiedzieć jak żyć. 

Gdzie więc jest krzyż? Jest w samym centrum Mojego planu ratunkowego dla Ciebie. Pytanie tylko: Gdzie jesteś Ty?

Bo nie ci, którzy przyjęli krzyż, ale ci, którzy przyjęli Mnie, są Dziećmi Boga.

Przyjdź pod krzyż.
Pójdź za Mną.

Wypowiedź oparta na:
Mk 8,31 | 1Kor 1,17-18 | J 19,28-30 | Rz 3,23 | Kol 2,14-15 | 1P 2,24 | J 3,16 | Rz 6,6-8 | J 1,12

Zainteresowała Cię ta historia? Chciałbyś/chciałabyś z nami porozmawiać?

Poprzednia historia

Wszystkie historie